czwartek, 16 września 2010

wywiad z Szymonem Kaliskim

Szymon Kaliski to kolejny obok Krzysztofa Orluka i Tomasza Bednarczyka przedstawiciel młodych polskich "ambientowców", którym udało się zaistnieć za granicą wydając tam swoją płytę. "Out of Forgetting", bo tak zatytułowany jest debiutancki album Szymona, ukazał się w lipcu nakładem brytyjskiego wydawnictwa Audiomoves, gdzie opisywany jest jako " Beautifully destroyed particles of ambient noise and the memory of a melody" co bardzo dobrze odzwierciedla jego zawartość. Twórczości Kaliskiego oraz jego muzycznym inspiracjom przyjrzymy się bliżej podczas jednej z audycji z cyklu "ambient oczami twórców", w czasie której będzie możliwość posłuchania specjalnie przez niego przygotowanej playlisty, a tymczasem już teraz do poczytania wywiad jaki udało mi się z nim przeprowadzić - o pracy nad płytą, jej kontekście emocjonalnym, poszukiwaniach wydawcy, festiwalu Unsound i kilku innych kwestiach. Zapraszam.



Kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z tworzeniem muzyki i jak te początki wyglądały?

Same początki z tworzeniem sięgają gdzieś pewnie okolic gimnazjum, gdy próbowałem grać na gitarze, kilka lat później usłyszałem pierwsze utwory elektroniczne i chyba z pierwszym koncertem tego typu muzyki na jakim byłem, przyszła mi chęć na spróbowanie czegoś w tej materii, co około trzech lat temu zmieniło się z chęci w aktualne pierwsze podejścia. Początki na pewno wyglądały kulawo, nigdy nie miałem ochoty czytać instrukcji do czegokolwiek, a tym bardziej nie wiedziałem jak osiągnąć to co chciałem usłyszeć, większość czasu to była zabawa i kręcenie niezrozumiałymi wirtualnymi gałkami, właściwie było więcej słuchania niż grania, chyba po części do teraz tak zostało.

W lipcu ukazał się Twój debiutancki album zatytułowany Out of Forgetting na którym w intrygujący sposób zniekształcone plamy dźwięków łączą się z akustycznymi brzmieniami pianina czy przetworzonymi gitarami. Opowiedz nam o całym procesie tworzenia - źródłach z jakich te dźwięki zostały wygenerowane oraz oprogramowaniu jakiego używałeś w czasie pracy.

Płyta w całości bazuje na akustycznych dźwiękach, w większości pianina i gitary, jak również nagrań terenowych; nie gram dobrze na żadnym z powyższych instrumentów, ale te kilka akordów które znam pozwoliło mi na nagranie kilkunastu sampli, z których później powstało "Out Of Forgetting".
Co do samego procesu, to w dużej mierze każdy kawałek zaczynał się od improwizowania pojedynczym samplem w Abletonie. Przy nagrywaniu albumu utylizowałem w dużej mierze max4live - dodatek do Abletona który pozwala na tworzenie własnych efektów i instrumentów działających wewnątrz Live używając języka max/msp. Starałem się jak najwięcej korzystać z ręcznie zrobionych wtyczek, nie dlatego, że brak ich odpowiedników wbudowanych w Ableton, właściwie w dużej mierze były i to znacznie lepsze niż te które sam potrafiłem zrobić. Głównym powodem było właśnie dodanie większej swobody i szerszego pola do manewru w którym mogłem robić błędy, koniec końców część tego co słychać na debiucie powstało właśnie z błędów w obróbce sampli lub efektów które nie działały do końca tak jak chciałem.

Jak długo trwała praca nad tą płytą?

Trudno mi tu udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony niektóre sample, szczególnie te gitarowe, jak i część nagrań terenowych, miały ponad rok gdy zaczynałem nagrywać pierwsze szkice związane z "Out Of Forgetting", z drugiej strony czas od tych właśnie pierwszych szkiców, do ostatnich mixów to około pięciu-sześciu miesięcy.

Słuchając Twojej twórczości nasuwa się kilka skojarzeń: z jednej strony ciepłe drone'y podbite pulsującym trzaskiem winyla ala Loscil, z drugiej lekko przybrudzone acz statyczne tekstury w stylu Alva Noto, we fragmentach z fortepianem przypominające kolaborację tegoż z Ryuichi Sakamoto, tudzież Sakamoto z Fenneszem. Jakbyś nakreślił swoje główne inspiracje?

Bardzo mi miło, że moje skromne dźwięki nasuwają takie skojarzenia.
Myślę, że rozmowa o inspiracjach nie jest łatwa, starałem się jak najmniej kierować tym jak inni grają, a skupiać na tym, co sam mam do powiedzenia, co właściwie wystawało poza dźwięki.
Główną inspiracją pod którą powstał ten album były niedoskonałe wspomnienia, w dużej mierze te sytuacje w których miesiące potrafiły zbić się w jeden migoczący obraz, a niektóre sekundy powracają wbrew wszelkim chęciom by o nich zapomnieć. Kolejne utwory to próby przypomnienia sobie niektórych sytuacji, często tego pojedynczego obrazu i właśnie w tych niedoskonałościach i nieudanych próbach słychać trzaski i pęknięcia.

Intrygująco brzmią tytuły Twoich utworów. Mam wrażenie, że tworzą one jakiś szyfr, ale nie mogę dojść do rozwiązania... Czy rzeczywiście mają one jakieś znaczenie?

Tytuły mają duży związek właśnie z powyższymi inspiracjami. Zwykle nasuwało mi się kilka słów odnośnie tego o czym próbowałem grać, choć były też nieudolne, zniszczone. To z tych fragmentów układałem potem nazwę.
Właściwie chyba jedyny tytuł który dla słuchacza może mieć konkretniejsze znaczenie to "In Twelve Scenes" zaczerpnięty z filmu "Vivre Sa Vie", z którego też pochodzą okruchy słyszalnej w nim rozmowy.

Twoja debiutancka płyta została wydana pod szyldem wytwórni Audiomoves Davida Newmana. Jak przebiegał cały ten proces poszukiwania wydawcy i z iloma labelami próbowałeś się kontaktować w tej sprawie zanim udało Ci się ostatecznie dogadać z Davidem?

Liczba labeli z którymi się kontaktowałem była bardzo niewielka, w dużej mierze wynikało to z faktu, że dość szybko dostałem odpowiedź od Under The Spire, gdzie początkowo miał być wydany ten album.
Niestety nawał pracy i powiększenie rodziny u wydawcy zmniejszyło mu czas, który mógł poświęcić na pracę w wydawnictwie i data wydania przesunęłaby się o co najmniej rok, więc stwierdziliśmy wspólnie, że lepiej jeśli spróbuję gdzieś indziej. Wtedy właśnie napisałem do Audiomoves, do którego trafiłem poprzez bardzo dobry album Pascala Savego - "The Silent Watcher" - wydany w tej wytwórni. Praca z Davidem Newmanem prowadzącym to wydawnictwo była bardzo przyjemna, do teraz jestem zaskoczony, jak szybko udało się wszystko uzgodnić i jak bezboleśnie ten proces wyglądał.

Out of Forgetting jest do nabycia wyłącznie w formie wirtualnej. Jak po dwóch miesiącach sprzedaży postrzegasz taką formę dystrybucji? Czy poszukując wydawcy dopuszczałeś też możliwość wydania tego na zasadach creative commons?

Wyników sprzedaży jeszcze nie mam, ale myślę, że to w dużej mierze bez znaczenia; muzyka tego typu raczej nigdy nie będzie się sprzedawać w takiej ilości egzemplarzy, by móc porównywać które kanały dystrybucji są lepsze. Myślę, że wielu jest fanatyków dobrego opakowania i srebrnego krążka, trochę też mi tego brakuje, ale z drugiej strony wszystkie płyty które posiadam kurzą się na półce, bo o wiele łatwiej każdy utwór mieć pod ręką w laptopie. Myślę, że jako debiut, nie był to zły pomysł, ale prawdopodobnie jeśli coś jeszcze uda mi się nagrać, to będę stawiać na fizyczne kopie.
Co do creative commons, to nie myślałem wtedy o tego typu wydawnictwie; wszystko wskazuje na to, że za pewien czas pojawi się jakieś krótkie demo w labelu Few Quiet People, który działa w oparciu o taką licencję.

Czy są jakieś pierwsze plany odnośnie występów live?

Plany są, jak najbardziej, choć obecnie to tylko plany. Zachęcam niekiedy odwiedzić mój myspace, na pewno pojawią się informacje o koncertach jak już wszystko się wyklaruje.

Jakiś czas temu pojawiła się informacja o twojej współpracy z Krzysztofem Orlukiem. Możesz nam zdradzić coś więcej na temat tego projektu oraz tego w jaki sposób doszło do tej kolaboracji?

Twórczość Krzysztofa znałem od pewnego czasu, odezwałem się do niego, jeszcze zanim ukazał się mój debiut i propozycja współpracy jakoś naturalnie wypłynęła, o ile mnie pamięć nie myli to Krzysztof pierwszy rzucił ten pomysł. Jak na razie różne wydarzenia goniły mnie i Krzysztofa, więc nie było czasu nic konkretnego złożyć, dlatego trudno mi mówić o tym kiedy i jakie efekty naszej wspólnej pracy będą dostępne, ale myślę że mogę tu mówić za nas obu - będą, obiecujemy.

Zbliża się tegoroczna edycja festiwalu Unsound, czyli imprezy szczególnie bliskiej brzmieniom około-ambientowym. Masz jakieś swoje typy w związku z tym festiwalem?

Unsound z roku na rok przebija poprzedni (co z roku na rok wydaje się nie do zrobienia), bardzo dobrze wspominam zeszłoroczne Whale Watching Tour i czekam z niecierpliwością na występ Bena Frosta, poza tym nigdy nie słyszałem jak gra na żywo Tim Hecker, co też mnie bardzo intryguje, szczególnie biorąc pod uwagę motyw przewodni tegorocznego festiwalu - "horror". Ponadto Emeralds, Black To Comm i Lustmord. Na pewno będzie co wspominać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz